3 stycznia tego roku zmarł Redaktor Zefiryn Jędrzyński (1930-2019).
To był już ostatni mail.... trudno mi uwierzyć, że dalszego ciągu nie będzie. A przecież w książce, swej autobiografii, dawał nadzieję, że jeszcze będzie ciąg dalszy.
Były jeszcze przygotowane do druku wspomnienia Tadeusza Zakrzewskiego (Wspomnienia torunianina z Podgórza, Toruń 2016). Jeszcze 30 grudnia dostałam życzenia na Ten Nowy Dobry Rok, dla siebie i siostry, o której zawsze w życzeniach pamiętał. Wysyłam coraz mnie kartek tradycyjnych, kolejnego adresata z listy ubyło.
Kiedy spotykało mnie w życiu coś dobrego Pan Zefiryn pisał, bądź dzwonił, ja starałam się pamiętać o jego ważkich poczynaniach, o tekstach w „Roczniku Toruńskim”, „Folia Toruniensia”, jego książkach, które pisał czy redagował. Niezawodnie informował mnie o ważnych sprawach naszych wspólnych przyjaciół, także komilitonów z Towarzystwa Bibliofilów im. J. Lelewela, czy Towarzystwa Miłośników Torunia. Był na bieżąco i wiedział wszystko. Od kiedy na 70 urodziny od córek otrzymał komputer i się z nim zaprzyjaźnił, pisał maile, przesyłał potrzebne pliki i śledził także FB, którego nie jestem fanką. W swoich życzeniach dodawałam zwykle, że życzę kolejnych uciech bibliofilskich. Ale i tak, to jego życzenia zapadały w pamięć, np. podpisywał się wielkanocnie stary zając Zefiryn.
Już nie dowiem się, czy może zaczął pisać książkę o prezydencie Michale Zalewskim, którego cenił, nie tylko, jako włodarza miasta. W 2016 r. w trakcie kameralnej "promocji" Było jak było. O młodości, redagowaniu "Nowości", "Gazety Pomorskiej" polityce i przyjaźni w gronie bibliofilskim - sam o takim pomyśle wspominał, kiedy prawdziwie wzruszony odbierał od prezydenta naszego Torunia pięknego szklanego Anioła. Nie trzeba było słów był wzruszony i zadowolony, że zauważono Jego książkę.
Co u red. Jędrzyńskiego mnie zachwycało? Wiele, miał lekkie i sprawne pióro, pięknie opowiadał, jak ja lubił w dzieciństwie książki o Indianach i dużo czytał. Kolekcjonował opracowania o literaturze. O każdej książce mógł snuć długie opowieści. Nie wstydził się swego pochodzenia (opisał trudne realia dorastania w biedzie z jedną tylko książką w domu – Żywotem Świętych w Grudziądzu i Toruniu) i identyfikował się z Toruniem (szczególnie jego lewobrzeżem – Stawkami i Rudakiem), i Pomorzem. Zawsze podkreślał, by mieszkańcy Pomorza nie czuli się gorsi, najpierw od lepiej sytuowanych Niemców w zaborze pruskim. Potem od ratujących województwo pomorskie przybyszy z Galicji w okresie II RP, którzy piękniej mówili w języku ojczystym, niż poddani germanizacji mieszkańcy Pomorza; a po II wojnie światowej, by nie czuć kompleksów wobec repatriantów ze wschodu z Wilna i Lwowa. Chwała przybyszom za ich pomoc, i trud, ale ci co trwali, także mieli swój udział w odbudowie i budowie sławy naszego regionu, nie mniejszy! Trzeba o tym pamiętać.
Nie był bibliotekarzem, ale posiadał trzydniowy kurs temu poświęcony, o czym przeczytałam z uśmiechem w jego autobiografii. A jego dociekliwość polonisty, sprawiła, że tylko niekiedy korzystał z moich rad bibliotekarsko-bibliograficznych. Podobało mi się, że opisał we wspomnieniach, także to co nurtowało go jako młodzieńca, np. kompleks okularnika, czyli czy będą możliwe pocałunki ze szkłami na nosie. Czy brak możliwości pełnienia służby wojskowej – wada wzroku. Jednak z małym sukcesem w dziedzinie walki na bagnety, a w tej konkurencji stanął w szranki także Glemp z Inowrocławia.
Poglądy, czy światopogląd, były inne niż moje, ale o marksizmie, czy o polityce nigdy nie rozmawialiśmy. Było tyle innych ważnych tematów związanych z książkami. Poznałam Pana Zefiryna jak był już na emeryturze i polityką nie chciał się zajmować. Ale swej przeszłości się nie wypierał. Warto może zauważyć – opis ataku na bezrobotnych grudziądzkiej Madery przez uzbrojoną policję w latach 30. XX w. (w Jego autobiografii). Te obserwacje z dzieciństwa i młodości zapewne ukształtowały przyszłego redaktora. Któremu marzył się lepszy i sprawiedliwszy świat.
Niezwykła pracowitość i zdolności, pozwoliły mu nieodpłatnie skończyć szkołę średnią i studia, były inne czasy. A w mojej ukochanej II RP – nie byłoby to możliwe (skoro korzystanie z bibliotek było płatne i szkoła średnia także). Spełniło się jego marzenie, pisał i publikował, a niewiele brakowało, aby został historykiem literatury na naszym uniwersytecie. Jego wybór kariery dziennikarskiej, nie spowodował, że zaniechał swych badan literackich, w końcu na potrzeby Słownika badaczy literatury polskiej pod red. Jerzego Starnawskiego napisał 15 biogramów. Dla Toruńskiego Słownika Biograficznego, redagowanego przez Krzysztofa Mikulskiego powstało 48 opowieści o znamienitych torunianach, także ludziach pióra.
Pisał o kulturze i literaturze regionu. Swą miłość do książek przekazał córce Sławie Katarzynie, która prowadzi własną księgarnię w mieście, a Jagna Aleksandra spełniła oczekiwania muzyczne Pana Zefiryna. On sam grał na wielu instrumentach, ale amatorsko, ubolewał, że kiedy już miał czas, to było za późno na to, by swe zainteresowania rozwijać. Córka został sopranistką nie tylko scen polskich, ale i niemieckich. Z obu córek i wnuków był dumny.
Lata spędzone w redakcjach gazet, „Gazety Pomorskiej” i toruńskich „Nowości”, czas kiedy pisał i kierował nimi, były dla niego ważne. Wszystko co z tego okresu miał przekazał do archiwów i opisał w autobiografii. Stanowi to nieoceniony materiał dla historyków epoki w której żył, cenne są także niekiedy mało doceniane materiały ikonograficzne, które zamieścił w książce – to są Dokumenty Życia Społecznego, cenne dla bibliotekarzy, archiwistów i historyków regionu. Dobrze, że Pan Zefiryn ocalił je od zapomnienia, a jeszcze lepiej, że Towarzystwo Miłośników Torunia wydało opowieść o jego życiu.
Jeszcze jedno, dbał o pamięć przyjaciół i dziennikarzy z regionu, tych którzy odeszli. Współredagował wydawnictwo biograficzne Znaki pamięci ...dziennikarzom Pomorza i Kujaw trwale związanym z tym regionem, wydawane przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej.
Następca w tej materii będzie potrzebny od zaraz.
dr Katarzyna Tomkowiak